Jestem kompletnie wykończona i zmęczona. Są czasami takie dni, kiedy wszystko się kumuluje i nawarstwia. Ten poniedziałek taki właśnie był. Niespodziewany nawał pracy i obowiązków, pierwszy dzień okresu (spodziewany ;) kolejny etap rośnięcia zęba mądrości (na szczęście ostatniego zęba) i ciąg dalszy maratonu z gwoździem i łataniem opony.
Tematów nawału pracy, okresu i zęba nie muszę rozwijać, bo wiadomo o co chodzi..
Z prawą tylną oponą mam przygody od połowy zeszłego tygodnia. Najechałam na jakiś gwóźdź. Zdarza się. Na desce rozdzielczej zapaliła się taka oto lampka, głosząca spadek ciśnienia/powietrza/atmosfery/generalnie tego czym pompuje się opony w samochodzie:
![]() |
to pomarańczowe coś, z wykrzyknikiem w środku, po prawej stronie pod prędkościomierzem |
W sobotę pojechałam do serwisu opon. Mili panowie zdjęli koło, wyjęli gwoździa i załatali dziurkę. Usługa za darmo w ramach gwarancji. Pojechałam do domu cała szczęśliwa, że już nie mam problemu.
W niedzielę rano jechaliśmy do znajomych, żeby nasze dzieciaki spędziły razem czas. W drodze zapaliła się pomarańczowa lampka z wykrzyknikiem w środku.. Trochę się zdziwiłam, bo przecież wczoraj mili panowie naprawili koło.. Stwierdziłam, że wrócę i pozwolę miłym panom zerknąć na koło jeszcze raz, bo może coś przeoczyli. (w Stanach prawie wszystko jest otwarte 7 dni w tygodniu- serwis oponowy również)
Pojechałam i wytłumaczyłam w czym rzecz. Miły pan się zdziwił, że cały czas jest jest coś nie tak i wziął samochód na warsztat. Siedziałam w poczekalni dwie godziny. Przez ten czas z samochodu zostały zdjęte wszystkie koła, a resory, zawieszenie i osie zostały sprawdzone.. Po godzine i czterdziestu pięciu minutach mili panowie postanowili sprawdzić jeszcze raz oponę, która naprawiali dzień wcześniej.. Okazało się, że mają nowego pracownika, któremu naprawa nie wyszła całkiem dobrze..
Ehhhh.. No zdarza się.. Nawet nie byłam zła.. Bardzo przeprosili, naprawili za darmo w ramach gwarancji i zaoferowali bonusową wymianę oleju. OK. Odjechałam do domu z naprawionym kołem. (pomarańczowa lampka z wykrzyknikiem przestała się świecić).
W poniedziałek rano wsiadłam do samochodu i pierwszą rzecz jaka rzuciła mi się w oczy była jakże mi znajoma pomarańczowa lampka z wykrzyknikiem.. Wyszłam z samochodu, głęboko odetchnęłam, dopompowałam koło i ruszyłam w drogę. Dzień był bardzo intensywny i męczący. Wiedziałam, że dopiero wieczorem będę miała czas na odwiedzenie miłych panów od opon.
Kiedy dotarłam do serwisu, było pół godziny do zamknięcia. Miły pan przetarł oczy na mój widok ;) (a ja przetarłam oczy ze zmęczenia ;)
Po dogłębnym zbadaniu opony okazało się, że gwóźdź dokonał znacznie większych zniszczeń niż się wszyscy spodziewali. Opona była oryginalna, nie wymieniana od produkcji samochodu (czyli około 9 lat) i jej wiek i zużycie też niestety zaważyły na sytuacji. Jedynym wyjściem jakie mi zostało to wymiana obu tylnych opon na nowe (bo opony trzeba wymieniać parami).
Teraz mam nowe, świeżutkie opony i idę spać z nadzieją, że jutro rano po wejściu do samochodu i przekręceniu kluczyka w stacyjce nie przywita mnie żadna pomarańczowa lampka z wykrzyknikiem..
Buziaki!
Jakiś koszmar z tą lampką, pewnie bym spać nie mogła. Mam nadzieję, że już jest dobrze. :*
ReplyDeletejest już dobrze :)
DeleteDobrze ze sie tak skonczylo, bo 9 lat do duzo jak na opony... Patrz przygody polskiego prezydenta...
ReplyDeletehahahaha :)
Deletenajwyższy czas na zmianę- zmienione i jestem spokojna
Frustrujące, nie ma co...
ReplyDeletew sumie zachowałam spokój przez cały proces..
Deleteale nie powiem.. można stracić cierpliwość..
Mam nadzieję, że koszmar pomarańczowej lampki już za Tobą :-)
ReplyDeletejuż za mną :)
Deleteteraz psuje mi się zamek w przednich drzwiach pasażera :D